środa, 25 lipca 2012

Dzien 10

Dzien 10
w drodze pod lodowiec

Obudzeni przez Apana, "Soltys wstawaj szybko i zobacz co sie dzieje" otwieram oczy wygladam z namiotu, a tam stado krow, przepiekne gory, monastyr i Apan goniacy za krowa, z ktorej prubuje wydoic mleko do kawy. Sniadanko i o 12 wymarsz na lodowiec - Kazbek. Szlismy i szlismy i szlismy i szlismy i po 5 h doszlismy. Sniegu dotkneli, lodu polizali. Schodzenie - no i tu zaczely sie problemy, odezwala sie basiowa kontuzja kolana, wiec schodzenie zajelo nam drugie tyle. Dalismy rade, Apanom poszlo o 3h szybciej, wiec wrocilismy na obiado-kolacje przygotowana przez naszych wspoltowarzyszy. Niestety w nasz namiot wleciala chyba jakas krowka, bo porozcinala nam go w dwoch miejscach, a apanom zjadla mydlo i kwiaty. W nocy czasami slychac goniace niedaleko dzikie konie - chociaz pewnie posiadajace wlasciciela. Zmeczeni mowimy dobranoc na 2880 m n.p.m.

1 komentarz :

  1. REWELACJA:)!
    Wiele bym dał, żeby móc znowu posiedzieć w tym miejscu:)
    pozdrowienia z nad morza bałtyckiego
    Maciej (Gruzja Ładą 2005;)

    OdpowiedzUsuń