Po cudownej nocy w hotelu tuz pod skalnym miastem Vardzia ruszylismy na Erewan. Niby tylko 240 km, ale ciezko bylo przewidziec czy uda nam sie te trase zrobic (ostatnie rekordy kilometrowe nie nalezaly do najwybitniejszych;p). Do granicy dotarlismy bez zadnych problemow, ale tuz przed nia pojawily sie watpliwosci, czy aby na pewno otrzymamy wizy (niewielkie przejscie graniczne, aczkolwiek jedno z niewielu..). Okazalo sie, ze nawet zle wypelnione formularze da sie pokreslic i nie ma potrzeby ich przepisywania, tak jak to bylo w Rosji, a pytanie o zdjecia zbyte zostalo machnieciem reki;). Kolejnosc okienek oczywiscie pomieszana. No i jestesmy w Armenii. Jedziemy i jedziemy i ani drzew, ani krzakow - iscie ksiezycowy krajobraz i potworny wiatr. Dopiero za jakas rzeczka pojawiala sie zielen, a temperatura zaczela wzrastac. Mala przerwa w Gyurmi (znane ze swych archeologicznych odkryc) na obiad - kolejne wrazenie z Armenii watpliwe - zajumali mi oksy przeciwsloneczne z motocykla ! (niech im bedzie na zdrowie). Obiad w Oasis - knajpa wlasciwie jak ogrod botaniczny, z wodnymi eskpadami, ptakami i roznorodna roslinnoscia....a ceny..hmm...za 4 osobowy obiad (wszyscy sie najedli) zaplacilismy jakies 68 tys. AMD (68 zl), takze calkiem niezle jak na dania :). Do Erewania dojezdzamy praktycznie przed zmrokiem i po wstepnym rekonesansie u taksowkarza, noclegu szukamy na wlasna reke. Inni turysci w takiej sytuacji potrafia byc naprawde pomocni, wiec logujemy sie do hostelu ( doba 5,5 tys. ADM, dostawka 4,5 tys.). Szalu nie ma - obsluga z lacha wykonuje swoje obowiazki, dosc ciasno i duszno, wiec wieczorny spacer sprowadza sie do poszukiwan innego miejsca. Znajdujemy 3 inne hostele, ale skoro planujemy zostac w Erewanie 2 noce nie oplaca sie rano pakowac i przenosic rzeczy....
P.S. Hostel niegodny polecenia to Yerevan Hostel - tu sie zatrzymalismy. Ciasno, duszno, dziwni ludzie, a recepcjonisci - no comment.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz